Szanowne i Szanowni,
Rozmyślając nad tematem naszego najbliższego poniedziałkowego spotkania zaciekawiło mnie, czy pojęcie „klasa” zmieniło swoje powiązania znaczeniowe wskutek długotrwałego funkcjonowania w znanej nam formie powszechnej edukacji, czyli pod wpływem prozy życia. A może powodów tego przesunięcia trzeba szukać wśród bardziej ulotnych procesów związanych z życiem idei. W myśl tego drugiego prądu zmiana rozumienia „klasy” mogłaby być pokłosiem rewolucji francuskiej z jej fundamentalnymi hasłami wolności, równości i braterstwa. Z dzisiejszej perspektywy łatwo dostrzec w tej trójcy sprzeczność i dyskryminacyjny potencjał, ale wtedy były one dość nośne, by zostać wzmocnione jeszcze przez rewolucję brytyjską (ta kapitalistyczną) i rosyjską (tą komunistyczną) z ich mitami, które mimo przeciwnych wektorów utrwaliły w nas przekonanie, że dzielenie ludzi na klasy nie jest w porządku. Z tego powodu samo to pojęcie stało się zasadniczo określeniem pejoratywnym i passe. Nawet jeśli chcielibyśmy opisać nim zwyczaje człowieka o doskonałych manierach i wysublimowanego w podejmowanych działaniach. Zbyt śmierdzi to elitaryzmem, żeby okazywano temu poszanowanie przez powielanie.
Tym bardziej zdziwienie budzą niezbyt liczne głosy twierdzące, że żyjemy w społeczeństwie klasowym. Przecież my (wiadomo – liberałowie) „panów to w ’45 przepędziliśmy”. Oficjalny przekaz przekonuje nas, że jesteśmy osobami wolnymi, równymi i tylko przy braterstwie nikt się już nie upiera, żeby (jak sądzę, słusznie) nic nie ujmować siostrom.
A jak jest w rzeczywistości? Rozejrzyjcie się uważnie po naszej (?) globalnej wiosce oraz pomyślcie, co różni Was od ludzi, z którymi się nie zadajecie i przyjdźcie podzielić się danymi i refleksjami w najbliższy poniedziałek albo zachowajcie je na rozmowę przy innej okazji.